wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział VII

ERIN

Puszczam się pędem w kierunku głosu. Po niedługim czasie docieram nad wodospad, gdzie klęczy chłopak,  chwytający się za głowę.
-Co ci jest?-Pytam zachrypniętym głosem
On jednak patrzy się na mnie zwierzęcym wzrokiem, szybko podnosi się z kolan i już jest parę kroków przede mną
-Jake? Okej? 
On jednak chwyta mnie za gardło i pyta:
-Nie jestem potworem, prawda?-wygląda niczym obłąkaniec.
Przed oczyma pojawiają mi się mroczki
-Przestań-charczę gdyż zaczyna mi brakować tlenu.
Myśl, Erin myśl.
-Jesteś-wykrztuszam po czym mój zapas tlenu się kończy...
-Walcz dziewczyno-mówi moja podświadomość.
-Ale ciemność to dobre wyjście-podpowiada moja mroczna natura.
-Chyba nie chcesz umrzeć?
-Nie-wykrztuszam ostatkiem sił, a wtedy Jake jakby opamiętuje się i puszcza mnie. Odbiega na drugą stronę polany, kiedy ja walczę o oddech.
-Przepraszam-mówi łamiącym się głosem.
Zauważam, iż skulił się sam w sobie. Siedzi z podkulonymi nogami i patrzy na mnie wzrokiem zastraszonej zwierzyny. Kiedy mój oddech w miarę się uspokaja podnoszę się i krzywię z bólu, gdyż cała moja szyja jest obolała. Mimo tego zaczynam iść w kierunku lasu nie oglądając się. Mam dość. Siadam pod jednym z setek drzew i ukrywam twarz w dłoniach.
-Za jakie grzechy mnie to spotyka?-szepcze.
Do oczu napływają mi łzy i mimo tego, iż je powstrzymuje wypływają opadając na i tak już mokre policzki. ,,Czym ja zawiniłam? Przecież nie jestem zła! To dlaczego spotykają mnie same złe rzeczy?!” Emocje we mnie opadają i czuję się po prostu pokonana. Jestem tylko jedną osobą, a cierpię jak wiele… Ból jest nieodłączną częścią życia, wiem. Ale czy nie można by go tak po prostu odjąć? Ile mogę jeszcze znieść zanim moja wola przetrwania upadnie?
-Koniec…-Szepcze-Nie ja tu jestem ważna i tak za 3 dni umrę muszę im pomóc… Ja nie mam nic do stracenia…
Wstaję i idę przed siebie. Nagle wychodzę na polanę gdzie widzę skuloną Ellie. Podchodzę do niej i mówię najłagodniejszym głosem na jaki mnie stać
-Elena...
Ona jednak nie odpowiada ponownie wymawiam jej imię ale to również nie daje efektu. Lekko dotykam jej ramienia jednak ona podrywa głowę i zaczyna krzyczeć…

JAKE 


Nie. Dlaczego ja? Nie chcę nikomu zrobić krzywdy. Nie chciałem poddusić Erin. Co się ze mną dzieje? Nagle z pogrążania się w tych czarnych myślach wyrywa mnie krzyk. To Elli. Szybko zbieram się w sobie. Chowam myśli w najgłębszy i najdalszy kąt mojego umysłu. Wstaję i rozglądam się gdzie jest niebiesko włosa. Siedzi na skraju polany z kolanami podciągniętymi pod brodę. Po twarzy płyną jej łzy. Waham się czy do niej podejść. Nie chcę jej przypadkiem skrzywdzić. W końcu jednak podejmuję, jak mi się wydaję, szybką decyzję. Podchodzę do Elli, siadam tuż obok i obejmuję ją mocno rękami. Nie wiem, co mogę jeszcze zrobić, ale wydaje mi się, że przestaje krzyczeć i stara się spowolnić oddech.

ELLI

Z transu strachu wyrywa mnie ciepły uścisk. Wzrok się wyostrza mimo łez. Erin i Jake tulą się do mnie. Chłopak zaciska zęby, a Erin ma zaczerwienione oczy.
- Dusicie mnie. - Szepczę.
Przed oczami widzę śmierć tych których znam. Czuję zimno na mojej skórze. W uszach rozbrzmiewają słowa :
,,klątwa" i ,,przeklęta".
Oboje odsuwają się lekko.
- To moja wina. To ja nas tam zaprowadziłam. - wycieram ręką łzy.
- Nie. - mówi Erin.
Ale wszyscy wiemy jak było.
- Co się z wami działo? - mówię. Nie patrzymy sobie w oczy.
- Korytarz luster. - mówi Jake.
Kiwamy głowami. Pociągam nosem. ,,Prawda. Tego się boisz".
- Co to było? - pyta Erin.
- Prawda. - mówię do moich dłoni.
Zapada noc. Otaczający nas las robi się bardziej mroczny. Czy zmienię się w lód? A może rozpłaszczę się na ziemi ? Skoro nie da się zmienić losu, to po co mu się stawiać? Zobaczymy,  co czas przyniesie. Chyba.

czwartek, 4 grudnia 2014

Rozdział VI

ERIN

Budzę się w ciemnym korytarzu zupełnie sama. 
-Elena?-Pytam jednak wiem iż nikt mi nie odpowie. To by było zbyt proste... Podnoszę się z zakurzonej podłogi i otrzepuję ręce z kurzu. Rozglądam się wokoło za mną znajdują się stare drzwi które wyglądają jakby zaraz miały się rozpaść. Popycham je jednak one nie ustępują, próbuje wyważyć je kopniakiem jednak nic to nie daje. Przekaz jest prosty mam tylko dwa wyjścia albo idę w przód albo wcale... A musicie wiedzieć iż w moim słowniku nie ma słowa bezczynność. Parę kroków przede mną na szarej ścianie wisi lustro, niepewnie patrzę w swoje odbicie jednak to nie jest ja którą się stałam patrzę w oczy Erin którą byłam przed stuleciami... W jej oczach igrają wesołe ogniki a cera jest zaróżowiona czarne włosy są związane w kucyka a we włosach wypięty jest czerwony kwiat. Ze zdziwienia aż cofam się w tył. Czuje jak w brzuchu zaciska mi się ciasny supeł a oczy zaczynają niebezpiecznie piec. Nagle słyszę obłąkańczy śmiech. A na plecach czuję zimny powiew tajemnicze głosy wokół mnie szepczą: 
-Śmierć...
Zaczynam biec aby jak najszybciej przebyć korytarz jednak on wydaje się nie mieć końca. Ciągle mijam to samo lustro ale na nim już nie jestem sama... Usilnie staram się o nim nie myśleć ale nie daje rady. Zaprzestaje ucieczki i spostrzegam iż nadal stoję w miejscu a parę kroków za mną wisi pierwsze przeklęte lustro. Powoli odwracam głowę w kierunku następnej zmory. W lustrze widzę siebie a z tyłu na moim ramieniu kładzie głowę Aleks... Na mój policzek spada jedna jedyna łza. Syn Apolla, mój jedyny chłopak... Po śmierci już nigdy go nie spotkałam choć nie spotkałam go ale nie takiego jak go zapamiętałam stał się zgorzkniały i… tak bardzo smutny. Dla mnie to był koniec wszelakich marzeń a początek żalu i samotności. Odwracam głowę a moje odbicie robi to samo. 
-Śmierć, śmierć, śmierć...-Szepczą głosy. Cofam się w tył i opieram o ścianę. Za plecami czuję zimno i jakby wybrzuszenie odwracam się a za mną znajduje się ciemne zakurzone okno, przecieram szybę drżącą ręką i nagle… za nim pojawiam się ja i Aleks trzymamy się za ręce obraz miga i wyświetla się kolejny są na nim moi przyjaciele i wszyscy trzymamy dyplomy ukończenia studiów. Zakrywam usta dłonią a wtedy niczym slajd pojawia się kolejne tym razem nieco inne zdarzenie wiedzę małe dziecko ma granatowe oczy i blond włosy niczym mój były chłopak wyciąga ono ręce jakby w moją stronę kolejna migawka i widzę siebie już jako dorosłą kobietę a w pasie obejmuje mnie trzydziestoparo letni syn Apolla… To jest moje życie… Poprawka to Zycie które mogłabym mieć… Łkam i uderzam pięścią w ścianę. 
-Dlaczego?!-Krzyczę Ale na nic to się nie zdaje równie bezsensowna była by ucieczka a więc idę do kolejnego lustra. Jestem na nim ja ubrana w grecka zbroje w oddali widać walkę po między grekami a rzymianami. Moi przyjaciele Claus i Syntia zwrócili się przeciwko nam i okazali się wrogami. Cofam się kolejna łza ozdabia mój śnieżnobiały. Policzek. Dotykam swojej twarzy w lustrze i nagle dziwna siła wciąga mnie wir walki. Stoję po środku pola bitwy jednak nie jestem materialna Ostrza i ludzie przechodzą poprzez mnie... Niedaleko dostrzegam tak dobrze znaną mi scenę... Jestem tam ja a walczę z moimi byłymi przyjaciółmi oraz innymi herosami. W sumie jest ich sześciu ale ja mimo przewagi wroga nie poddaję się. Jestem blisko przepaści zagnali mnie tam niczym ofiarę czekającą na śmierć. Jednak ja zaciekle walczę ale kiedy mam zadać decydujący cios Clausowi waham się a on bezlitośnie to wykorzystuję. I zrzuca mnie z urwiska. Krzyczę ale na nic to się zdaję postacie wokół mnie nie reagują to należy do przyszłości. Patrzę bezsilnie na moje bezwładne ciało otoczone aureolom czarnych włosów i na szeroko otwarte granatowe oczy które już nigdy nie wyzbędą się smutku... Nagle wracam do swojego ciała. Z wrażenia siadam pod zakurzoną ścianą ale nic nie mówię cierpię w milczeniu... Od tamtej pory nic nie jest takie samo zdrada przyjacióciół bóli niczym nowo otwarta rana. Nikomu nie można ufać... Wstaję na chwiejnych nogach a wiatr szepcze mi do ucha 
-Śmierć, śmierć śmierć...
 -DOŚĆ!!-Krzyczę jednak to je tylko rozbawia coraz natrętniej szepczą. Z frustracji wrzeszczę a świeże łzy zaczynają mi skapywać na policzki. Schowaj emocje gdzieś głęboko najgłębiej jak to możliwe nie dawaj im satysfakcji myślę usilnie. Dochodzę do kolejnego lustra ale w nim zamiast siebie wiedzę... Kościotrupa. 
-O boże...-szepcze W korytarzu rozlega się znów ten sam obłąkany śmiech. Zaczynam biec ale to nie ten są bieg co na początku teraz obrazy w lustrach się zmieniają mój. Trup staje się coraz bardziej zniszczony kości kruszą się i kiedy jestem już przy drzwiach zauważam iż na nich wisi jeszcze jedno jedyne lustro. Podnoszę na nie zaczerwienione oczy ale nie dostrzegam w nich nic tylko korytarz za mną jakbym nie istniała... Mam ochotę krzyczeć wrzeszczeć ale moje ciało jest oporne na moje prośmy umieram od środka moja dusza umiera… Drżącymi rękoma otwieram drzwi a za nimi znajduje się ciemny zagajnik. Moje oczy przyzwyczajone już do mroku o oślepia jasne słońce.
 



ELENA



Słyszę upiorny śmiech. Otwieram oczy. Przez minutę nie pamiętam jak się tu znalazłam. Potem sobie przypominam. Zrywam się na nogi. 
 - Erin? Jake? Gdzie jesteście? 
Nikogo nie ma. Mój wzrok przyciąga blade światło. Odwracam głowę i widzę niekończący się korytarz. Na jego ścianach co kilka kroków wisi duże lustro. Nie widać ich końca. 
- Klątwa. - szepcze upiorny głos. - Przeklęta. 
Po mojej skórze przebiega dreszcz. 
- Klątwa. - znów szept. 
Podchodzę do pierwszego lustra. Wisi na lewej ścianie. Widzę w nim siebie. Ale inną siebie. Moje włosy są czarne jak smoła, opadają na ramiona. Wyraz powagi na twarzy. W prawej ręce trzymam mój nóż a w lewej trójząb. Mam na sobie skórzaną, starogrecką zbroję. 
- Przeklęta. - szept. 
Idę dalej. Na kolejnym lustrze widzę znów siebie, wyglądam tak samo jak na pierwszym, ale moje oczy są białe. 
- Klątwa. - szept. 
 Kolejne odbicie. Szron na włosach, rzęsach, skórze i zbroi. Oczy są białe jak śnieg. Kolejne lustra pokazują mnie, jak zmieniam się w lodowy posąg. Szept powtarza słowa jakby tylko do tego się nadawał. Znowu przerażający śmiech. Jakby stuknięty klaun obejrzał komedię. Ostatnie lustro na lewej ścianie przedstawia mnie jako posąg. 
 - Przeklęta. 
Kolejne lustra na prawej ścianie przedstawiają sceny z życia. Jak pokaz slajdów oglądam moje życie. Ale w pewnym momencie zaczynam pojawiać się w zbroi. Wśród ludzi z bronią. Miecze. Noże. Sztylety. Włócznie. Łuki. I znikam. Ludzie z bronią zostają, ale ja już się nie pojawiam. Ich miny się nie zmieniają. Są obojętne. Znów lustra wiszą na lewej ścianie. 
- Klątwa. - szept. 
Widzę przyjaciół. Obraz się porusza. Słyszę ich krzyki. Walczą że śluzakiem. Za nimi stoję ja. Skupiona. Obojętna. Nagle wyciągam rękę. Wszystko wysycha a potwór zostaje pokonany. I wtedy zauważam. Moje oczy jaśnieją. Chodzi o ich barwę. Ich odcień jest jaśniejszy. Bielszy. 
- Przeklęta. - szept. 
Kolejne lustra. Strach powoli przejmuje kontrolę. Widzę swoją starą matkę na łożu śmierci. Mężczyznę patrzącego na ocean zamiast na mnie, mówię do niego a on nie słucha. Jake'a w cieniu, patrzącego na śmierć żebraka, uśmiecha się radośnie. Widzę szkielet nabity na ostrą skałę w przepaści nad oceanem. Widzę rwąca rzekę, która porywa Fatum. Widzę Blood, siwego i chorego. Łzy zaczynają płynąć po moich policzkach. Widzę Scareda leżącego na ziemi do góry brzuchem. Wiedzę mnie. Niebieskowłsą i roześmianą. A obok mnie niebiesko włosa ja, z białymi oczami, blada skórą i szronem na ciele. Druga ja się nie uśmiecha. Potworny śmiech rozlega się w niekończącym się korytarzu. Zatrzymuję się przed kolejnym lustrem, widzę moich towarzyszy z wyrazem bólu na twarzach. Dotykam powierzchni lustra i nagle jestem w małym pokoiku. Jake leży na łóżku i cierpi. Erin jest przezroczysta i też cierpi. Widzę obojętną siebie na krześle pomiędzy nimi. Ktoś mówi : ,,pomóż im.'' Ale obojętna ja patrzę w nicość a moje oczy są białe, włosy i rzęsy pokryte szronem. Nagle znów stoję w korytarzu luster. Łkam. 
- ERIN! JAKE! POMOCY!!! 
Upiorny śmiech. 
- Przeklęta. 
- Zostaw mnie! 
Śmiech. Biegnę nie patrząc na lustra. Jednak wiem co na nich jest. Potwory otaczające mnie i przyjaciół. Krew. Rany. Śmierć. Ból. 
 - Prawda. Tego się boisz. - mówi głos. 
Staję jak wryta. Czyli to jest prawda? Taka jest kolei rzeczy? Idę krok za krokiem. Widzę to czego się boję. Mój umysł zajęty jest tylko cierpieniem. Myślę i tym jak to odwołać. Pomóc. Zmienić los. 
 - Głupia. Losu nie da się oszukać. - mówi głos. 
A może to wytwór mojej wyobraźni. Staję przed ostatnim lustrem. Jest mleczno białe. I nic po za tym. Dotykam go obiema dłońmi i nagle jestem w powietrzu. Spadam. Wrzeszczę. Strach mnie paraliżuje. Zaraz zginę. Tak wysoko. Za wysoko. Mijam mleczne chmury i widzę w dole zielone lasy. Jezioro. Miasto. Góry. Wulkan. Spadam. Moje serce łamie mi żebra. Nie mogę złapać tchu. Wrzeszczę. Strach. 
Czuję. 
Tylko. 
Strach.


JAKE

Ciemność. Mrugam. Nadal ciemność. Wszystko mnie boli. Gdzie jestem? Gdzie Elli i Erin? Nagle zaczyna wiać zimny wiatr. Z trudem się podnoszę. "Chodź. Chodź Jake." Świszcze tajemniczy głos wiatru. Próbuję zaprzeć się i nie słuchać tego. Wiatr jednak wzmaga się i popycha mnie ku małym jasnym drzwiom wśród ciemności. Zaciekawiony ruszam sam do przodu i uchylam wrota. Najpierw widzę wielką taflę lustra, ale po chwili przeminia się w obraz z korytarzy w moim domu, w podziemiach. Na środku stoi ta wywłoka-moja matka i obdarza czułymi słowami mego ojca. Nie mogę na to patrzeć. Za chwilę obraz zmienia się i teraz widzę mnie jako małego chłopca i spojrzenie miłości rzucane na mnie przez Tanatosa. Na przeciwko niego siedzi matka. Jest wyczerpana i patrzy na mnie z obrzydzeniem. Potem całe życie szybko przelatuje, ale zatrzymuje się gdy wpadam w szał i zabijam matkę. Czuję dumę i siłę rosnącą we mnie na wspomnienie tego. Trochę przeraża mnie to jak czuję się widząc śmierć własnej matki spowodowaną przeze mnie. Dalej widzę ojca. Bardzo powtarzał się od mojej ucieczki. Na jego twarzy pojawiły się zmarszczki, a oczy zapadły się. Patrzy smutno gdzieś w dal. Widać, że na jego twarzy dawno nie gościł uśmiech. Wielka gula rośnie w moim gardle. Co ja zrobiłem?!? Odebrałem mu wszystko, co kochał. Przecież on niczym nie zawinił. Oddał mi całe swoje serce i poświęcił mnóstwo czasu, by czegoś mnie nauczyć. A ja mu się tak odwdzięczyłem. Zabrałem wszystko. Jedna gorąca łza spływa mi po policzku.
Szybko ocieram ją, aby nikt nie mógł jej zobaczyć -Przepraszam-szepczę. "Hahaha nie musisz się wstydzić tych łez. Nie musisz szeptać. Ja znam wszystkie twoje myśli i uczucia. Nic przede mną nie ukryjesz-zawał głos z wiatru-to jest wszystko twoja wina!!! To prawda, w którą nie chcesz wierzyć!!!! Hahahaha!-zaśmiał się upiornie głos, a mnie przeszedł zimny dreszcz.-Teraz cierp za twoje winy. Patrz!!!!!" Widzę śmierć, ból, cierpienie. Są to niewinni ludzie, ale oglądając jak cierpią czuję się silniejszy. Przeraża mnie to. Chcę odwrócić wzrok, ale nie mogę. Umierają kolejne osoby, a ja nawet nie staram się im pomóc. Czuję jak czarna fala w moim wnętrzu rośnie. Żywię się cierpieniem tych wszystkich istot. To straszne!!! "Wystarczy-mruczy głos-Widzisz? Jesteś zły. Nadajesz się tylko do tego, by zadawać innym cierpienie. Nie masz innych uczuć, tylko nienawiść i żądze krwi!!!" Nie to nie prawda. To wszystko jest kłamstwem!!! Bardzo chcę nie wierzyć w słowa głosu. Nagle mimo, że zamknąłem oczy widzę śmierć Erin. Opadam na kolana. Teraz widzę śmierć Elli. Zaczynam krzyczeć. Umiera Blood i upada koło martwych ciał Fatuma i Scareda. Po twarzy płyną mi łzy. Niestety mimo woli czuję wzrastającą we mnie energię. O nie. Nie. Nie. Nie. To wszystko jest tylko koszmarem. Nie jestem potworem. "Tak masz rację. Ty jesteś czymś dużo gorszym."-syczy głos. -NIEEE. TO NIE JEST PRAWDA...-Krzyczę. Moje ciało z wyczerpania opada na ziemie. Słyszę jeszcze jego głuchy stukot i zasypiam...

wtorek, 2 grudnia 2014

Rozdział V

ELENA
Przez chwilę naprawdę myślałam że mnie też porwą tak jak Erin i okaleczą. Wtedy bym sobie nie wybaczyła. Zaszli mnie od tyłu a ja dałam się złapać. A to Jake. 
- Zwariowałeś? - Szepczę.
Uśmiecha się przebiegle.
- Erin pozwoliła ci zostać. Ale jeśli jutro popełnisz mały błąd to ona cię zabije.
- Będę grzeczny.
Patrzę na niego. Kim on jest?
- Co?
- Dlaczego wróciłeś?

Patrzy na mnie.
- Bo nie chcę żeby ta mądrala zaharowała cię na śmierć tymi treningami.  

Uśmiecha się lekko. Patrzę na śpiącą Erin. Odwracam się do Jake'a i szybko całuję go w policzek po czym wracam do obozowiska. Przykrywam Erin kocem i pokazuję Jake'owi że ma się położyć po drugiej stronie ogniska. Kładzie się. Oczyszczam umysł. Już nigdy nie dam się zaskoczyć na warcie.

JAKE
Mądrala dalej śpi, więc z Ellie jak najciszej zjadamy upolowanego gołębia. Nagle na ramie wskakuje mi przerażony Blood i gorączkowo machajac skrzydłami skrzeczy coś po swojemu. Fatum również podnosi się z ziemi, nerwowo krąży wokół polany i powarkuje.
-Coś jest nie tak- stwierdzam - Obudź Erin. Normalnie bym to zrobił ale wiesz sama.
Ellie kiwa głową i szybko budzi koleżankę. W tym czasie zbieram broń pakuje sobie za pasek moje kilka noży i przekładam łuk i strzały przez ramie. Podaje Elli kilka noży.
- O co chodzi? -pyta zaspanym głosem Erin.
- No, królowa łaskawie wstała - mówię złośliwe -tak się składa że niedaleko jest niebezpieczeństwo i mogłabyś zagęszczać ruchy, bo nie wiem czy znowu będę cie nosił.
Patrzy na mnie spod zmrużonych powiek i wyrywa mi z ręki jej miecz.
- Nie jesteś tu po to żeby mówić mi co mam robić -syczy do mnie Erina.

A ma przy tym tak śmieszny wyraz twarzy że nie mogę powstrzymać chichotu.
-Jake czy ty jesteś nie normalny? Jesteśmy w niebezpieczeństwie, daj sobie chwile na wstrzymanie -mówi Ella i patrzy na mnie wymownie.
-Się robi księżniczko ! - mówię i salutuje dalej z uśmiechem na twarzy.
Słyszę jakieś okropne dźwięki, a po chwili czuje odór zgniłego mięsa.
-O fuj, ale jedzie ! Też to czujecie?-pytam dziewczyn zatykając nos. 

Kiwają głowami. Zza drzew wyłania się wielkie śluzowate coś. Ma ze sto oczu i galaretowata budowę ciała. Śmierdzi jak roczne zwłoki. Mój kruk ucieka, ten odór go przerósł. Fatum też ucieka z podkulonym ogonem. Nie wyobrażam sobie co on musi czuć jak ma sto razy lepszy węch niż człowiek !!! Wyciągam łuk i wypuszczam pierwszą strzale. Nic nie dzieje się potworowi bo ona zatapia się w śluzie. 
- Strzelaj w oczy -mówi przestraszona Erin - to Śluzak a oczy są jedynymi słabszymi elementami. 
- Elli może pomożesz ? - mówię a dziewczyna kiwa głową i zamyka oczy żeby się skupić.
- Musicie mnie osłaniać -niebiesko włosa informuje jakbyśmy się sami nie domyślili.


Elena
 Nigdy w życiu nie czułam takiego smrodu. Zaczęłam oddychać ustami ale to nic nie pomogło. Odcinam się od rzeczywistości. Widzę w myślach kulę wody. To Śluzak. Kula kiwa się jakby czymś rzucała. Czuję wodę w ziemi pod moimi butami. W roślinach wokół nas. W ludziach. Powietrzu. Czuję ją. Wyciągam rękę w stronę śluzaka. ,,lód" - ta myśl pojawia się w mojej głowie tak nagle, a ja nie wiem skąd się wzięła. Spód śluzaka przestaje się ruszać. Słyszę jego ryk. Odcinam go od siebie. Coraz więcej wody zmienia się w lód. Nie wiedziałam że mogę zmieniać jej stan. Nigdy nie przyszło by mi to do głowy. Napełniam się cierpieniem tego potwora. Ogarnia mnie pragnienie. Wysysam wodę z ziemi i roślin. Tworzę wokół potwora bańkę i zamrażam ją. Otwieram oczy. Wszystko wokół jest suche. A na środku obozowiska stoi lodowa bańka. Moi towarzysze patrzą z przerażeniem na mnie i moje dzieło. Kręci mi się w głowie.

ERIN
Patrzę zszokowana na dzieło Eleny. Nigdy nie widziałam takiej mocy nawet sam Percy Jeckson o którym słyszałam w opowieściach taty oraz mieszkańców Elizjum nie potrafi zmienić wody w lód ! A przecież jest uważany za jednego z najpotężniejszych półbogów dzisiejszych czasów! Ja jako pierwsza otrząsam się że zdumienia i podchodzę do śluzaka mając zamiar rozbić bańkę. Szybkie pchnięcie i potwór rozpada się w pył. 
- No Ellie popisałaś się.- mòwię z uznaniem na które ciężko zasłużyć.
Ellie upada ze zmęczeniem na ziemie.
-Podnieś ją. -Mówię do Jake'a. On wyjątkowo wykonuje moje polecenie. Obserwuje jego łagodne ruchy. Chyba naprawdę mu na niej zależy - myślę z rozbawieniem. Ale chyba już czas wrócić do misji. Muszę dostarczyć ją, nie ich, do obozu zanim stanę się na nowo duchem a odkąd tu przybyliśmy nie ruszyliśmy się nawet o milimetr! Nie chciałam sięgać po tak derastyczne metody ale chyba nie mam wyboru,  jstem zmuszona podróżować cieniem z dwoma półbogami. A musicie wiedzieć iż będzie to ciężkie zadanie... Ruszamy w kierunku obozowiska. Klękam przy ogniu i patrze na niebiesko włosa.
- Jak tylko się obudzi ruszamy w drogę- mówię nie odwracając wzroku od płomieni.
Chłopak patrzy na mnie za zrozumieniem 
- Ona wie że no jesteś...martwa?
Kręcę przecząco głową. 
- Myślisz że by chciałaby podróżować z umarlakiem -rzucam rozgoryczona.
Chłopak patrzy na mnie przenikliwym wzrokiem.
- Jesteś dziwna - Mówi z pełnym przekonaniem -Niby chcesz grać oschłą i bezuczuciową, ale to o jej dobru myślisz przede wszystkim
Kręci z politowaniem głową. 
-Włączać emocje Erin, one nie są takie złe...
Patrze na niego skonsternowana. Nagle słyszę cichy jęk.
- Budzi się -mówię.
Wstaje i zaczynam pakować nasz dobytek. Jestem na siebie wściekła ja go nie znam a prawie się przed nim otworzyłam! A może to dobrze? Może nareszcie odnajdą spokój? Przyjaciół? Prycham z irytacją.
Nienawidzę kłócić się sama że sobą. 
- Wszystko Okej? 
Słyszę cichy głos chłopaka skierowany najpewniej do Eleny.
- Tak - odpowiada mu dziewczyna.
 Podchodzę do nich i staje nad nimi.
-Musimy podróżować cieniem -oznajmiam.
-Jak?-Pyta zdumiona Ellie.
- Cieniem czyli poprzez mrok przeniosę nas do jakiegoś punktu i takie będą skoki pojedyncze nie jest to za przyjemny sposób ale cóż NIE mamy zbyt wiele czasu…
- Ale jak to przecież nie ważne czy przybędę tam za miesiąc czy może za dwa dni.
Zerkam nerwowo na buty. 
- Dostałam rozkaz dostarczyć cię przed upływem tygodnia -Kłamię a chłopak patrzy na mnie z dezaprobatą.
- Ale jak tam dotrzemy to zostaniesz w obozie?- pyta.
Wyłączać emocje 
-Jeszcze nie wiem -mówię głosem wypranym z emocji choć wiem iż zanim to nastąpi będę duchem
W oczach Elli dostrzegam ekscytacje opowiesz mi o obozie?
- Postaram się- mówię bezbarwnie choć sama nie wiem jak tam teraz jest.- Teraz musimy się przenieść zanim zastanie nas noc. Ubierzcie plecaki i weźcie do rąk zwierzęta. Bez szemrania wykonują moje polecenie
-To co gotowa na żyganko Elli?-pyta żartobliwe Jake.
Słyszę tekst chłopaka i odwracam sie aby ukryć uśmiech wyłącz emocje Erin nakazuje.
- Chwyćcie mnie za ramiona. 
Czuje jak niepewnie mnie chwytają. Kumuluje energię zawarta we mnie i ... przenoszę nas, ściska mnie w żołądku otacza nas mrok, nagle wszystko ustaje a my znajdujemy się w ciemnej uliczce. Jake wydaje stłumiony jęk po czym pada na kolana. Elena opiera się o pobliski dom cała blada ja mam się niewiele lepiej.

czwartek, 20 listopada 2014

Rozdział IV

ERIN
Rano budzę się wraz z pierwszymi promieniami słońca jednak jestem tak zmęczona iż nie mam ochoty wstawać zamiast tego wtulam się ponownie w poduszkę… CHWILA PODUSZKĘ?! Gwałtownie podrywam głowę do góry i orientuję się iż podczas snu zmieniliśmy pozycje. Elena leży skulona koło głowy Jake'a a cała twarz chłopaka jest schowana w jej niebieskich włosach najgorsze jednak jest to iż ja jako praktycznie rzecz biorąc wróg spałam na jego ramieniu! Blady rumieniec pokrywa moją twarz. Ukryj emocje Erin, nakazuję sobie w myślach. Cicho wstaję i rozglądam się wokoło, do moich nóg podpełza Scared (wąż) wyciągam po niego ręce i powolnym ruchem głaszczę go po łbie.-Czas poćwiczyć-Szepczę sama do siebie. Poranne ćwiczenia stały się moim rytuałem już za życia a w Elizjum z braku pomysłów nie zaprzestałam tej tradycji. Wąż jakby przeczuwając co zamierzam robić zamienia się w srebrnego kolczyka z rubinowymi oczami, zapinam go w  uchu i puszczam się pędem. Nareszcie czuję się wolna. Wiatr świszczy mi w uszach, ziemia dudni pod nogami… Jest to piękne uczucie. Przystaję i robię pompki. Nawet się nie zasapałam choć wbiegłam pod pobliską górę z wysoka widzę nasze obozowisko i z satysfakcją stwierdzam iż moi towarzysze jeszcze śpią. Kładę się na mokrej trawie i patrzę na błękit nieba. Musze korzystać z życia jakie mi pozostało jeszcze 6 dni zanim na nowo stanę się duchem… Po paru minutach podnoszę się z ziemi i przeciągam chce zbiec z góry ale w ostatniej chwili w pasie chwyta mnie jakaś ręka a do twarzy zostaje przyciśnięta śmierdząca potem i krwią szmata. Nieruchomieję, w myślach oceniam swoje szanse, mój miecz został w obozowisku ale nadal pozostaje mi sztylet ręce nadal są wolne szybko sięgam ku bransolecie, jednak kiedy tylko o tym pomyślałam zostaję rzucona na ziemię z brutalną siłą a tajemniczy głos wydaje polecenie:-Związać ją. Dwa brązowe stworzenia których nigdy w życiu nie widziałam związuję mi ręce po czym stawiają do pionu. Rzecz jasna szamotałam się ale to nic nie dało istoty były niewiarygodnie silne. Wrzeszczę:-Zabiję cię! Jednak porywacz śmieje się cicho.  Ma jasne włosy i czarne oczy przepełnione brutalnością. Skądś go kojarzę ale skąd?-Nie zdołasz mnie zabić po raz drugi córko Hadesa tym razem to ja zabiję ciebie…- Mówi. Nieruchomieję, on mnie zna i ja go kiedyś zabiłam… Do ust zostaje mi wepchnięta śmierdząca szmata. Mam ochotę zwymiotować.-Nadal nie wiesz kim jestem?- Pyta z ironią. Przeszukuję pamięć w poszukiwaniu osoby bądź potwora który odpowiada jego wyglądowi ale bezskutecznie.-Ja jestem Hardogon .Przebłysk pamięci .,, WSPOMNIENIE '' Widzę siebie jako dziesięciolatkę jest to mój czwarty rok w obozie i razem z grupą starszych obozowiczów odwiedzam pobliskie francuskie miasteczko. Mieliśmy trzymać się w grupie ja jednak wiedziona ciekawością weszłam do ciemnej uliczki gdzie w świetle latarni stała pomarszczona cyganka-Moje dziecko biada ci biada…- Mówi niczym w transie- Nie, nie, nie daj się zabić! Tak młodo umrzesz… Nie ufaj rzymianom!!Po tych słowach uciekłam stamtąd przerażona tym co usłyszałam ale nigdzie nie mogłam znaleźć przyjaciół.-Szukasz kogoś?- Spytał miły głos. Ja obróciłam się zaskoczona ale za mną nikt nie stał.-Szukasz kogoś?-Spytał ponownie głos. Obróciłam się na pięcie i cicho krzyknęłam gdyż za mną stał mężczyzna mający blond włosy i czarne oczy.-Ja zgubiłam przyjaciół- Bąkam rumieniąc się-Och nie bój się już ci nic nie grozi ja nazywam się Hardogon i zaprowadzę cię do nich. Oczy aż mi zabłysły z radości. ,,Ale byłam naiwna myślę…” Nieznajomy wyciąga ku mnie rękę a ja chwytam ją ufnie. Nagle obraca się i do mojej dziecięcej szyi zostaje przyłożony lśniący nóż. Cicho piszczę.-Tatuś nie nauczył cię że nie ufa się obcym?- Syczy. W moich oczach zakręciły się łzy.-Nie proszę- Szepczę-Ale o co?-Pyta zdziwiony- O bezbolesną śmierć? Załatwione. Powoli przejeżdża po moim gardle nożem ale go nie rani oblizuje się tylko.-Twoja krew na pewno będzie pyszna- Mruczy. Już ma zatopić ostrze w moim gardle kiedy nagle w mojej ręce materializuje się sztylet. Szybko wbijam go w brzuch Hardogona a on wydaje z siebie jęk zaskoczenia.-Ja jak to?- Pyta-Ja wyrywam się z jego uścisku i biegnę z zakrwawionym ostrzem w ręce…”-O widzę iż sobie przypomniałaś ale wiesz tym razem nie będzie bez boleśnie chce abyś cierpiała… -Mówi a w jego głosie wyczuwam nutki podniecenia.- Ale nie bój się nie będziesz sama po tobie przyjdzie czas na twoich przyjaciół…Błyskawicznie za pazuchy wyciąga srebrny nóż i wbija mi go w nadgarstek. Upadam. Oczy zachodzą mi mgłą, czuje ból najgorszego przypadku oszałamiający któremu nie sposób się nie poddać… Ręka mi krwawi czuję się bezsilna ale wiem że to dopiero początek tortur które mi zaplanował.- Ciupkę boli nie?- Mówi lekkim głosem-Troszeńkę- Mówię zachrypniętym z bólu głosem. Błagam zabij mnie chce powiedzieć ale wiem iż dałoby mu to tylko satysfakcję a tego nie chcę. Zamykam oczy ale zaraz zmuszam się aby je otworzyć inaczej może być tylko gorzej praktycznie nic nie widzę ale lepsze to niż nic.  Po chwili czuję pieczenie na czole, przejechał po nim sztyletem.-Idźcie po jej towarzyszy- Mówi Hardogon-Nie-Charczę- Walcz ze mną jak równy z równym. On jednak śmieje się chcesz walczyć?- Pyta rozbawiony- No to walczmy! Rozwiążcie ją! Wstaję chwieją się na nogach, całą lewą rękę mam we krwi niepewnie dotykam bransolety a ona zmienia się w sztylet. Będę twarda, muszę być twarda… Hardogon śmieje się perfidnie-Zaczynaj!-Krzyczy rozbawiony. Mrugam szybko oczami usiłując odpędzić zdradliwe łzy. Rzucam się na niego mimo tego iż ból ręki praktycznie mi to uniemożliwia. On jednak robi unik i tnie mnie w bok ledwo co uskakuję a on już jest za mną obracam się przy okazji schylając. Bobrze że to zrobiłam inaczej jego nuż pozbawił by mnie głowy. Tnę go na wysokości łokcia ale Hardogon podstawia mi nogę i upadam. Sztylet zatacza łuk i pada tuż koło mnie jednak nie dane mi jest po niego sięgnąć.  Już ma zadać ostateczny cios, pochyla się i broń mknie ku mojemu czołu z prędkością światła kiedy w ostatniej chwili obracam się a ona wbija się tuż koło mnie. Szybko podnoszę sztylet i wbijam go prostu w serce wroga… Z ledwością podnoszę się i z satysfakcją zauważam iż istoty podległe Hardogonowi rozsypują się w pył padam nieprzytomna w kałuży krwi…

JAKE
Budzą mnie ciepłe promienie słońca muskając delikatnie moją twarz. Otwieram oczy i ze zdziwieniem zauważam niebieską głowę na mojej klatce piersiowej. Uśmiecham się do siebie. No, no, ale jestem przystojny, pierwsza noc a ona już na mnie śpi. Hahaha no nieźle. Delikatnie dotykam jej głowy, ona otwiera niemrawo oczy.
-Wstawaj księżniczko, najwyższy czas się zbierać. Słońce już jest wysoko. -mówię do niej i uśmiecham się szeroko.
Zawstydzona szybko wstaje.
-Sory to.. to było...przepraszam -spuszcza wzrok.
-Ej przecież nic się nie stało. Nie przepraszaj.-uspokajam ją-No wiesz mi na przykład było baaardzo wygodnie.-Przestań już-mówi i lekko mnie popycha.- A gdzie Erin??? -pyta.Zaczynam się rozglądać. Nigdzie jej nie widzę. Scareda też nie ma. Fatum i kruk leżą spokojnie.-Czy myślisz, że ktoś ją porwał???- pyta mnie ze strachem w oczach Ellie. Nie umiem jej odpowiedzieć. Patrzę jej w oczy i rozumiemy się bez słów. Ona szybko zbiera nasze rzeczy, ja zasypuje ognisko i budzę zwierzaki. Zaczynamy szukać Erin.
Godzinę później po gruntownym przeszukaniu lasu wspinamy się na wzgórze. Moim oczom ukazują się ślady krwi. Idąca za mną niebiesko włosa stara utrzymać zdenerwowane zwierzęta w miejscu. Idę po śladach. Widzę wielką kałuże krwi po środku, której leży nie kto inny jak nasza ,,waleczna" Erin. Na ciele ma mnóstwo ran ciętych.-Księżniczko chodź tu szybko!!!-wołam gorączkowo do niebieskowłosej-mamy problem. Podlatuje do mnie kruk zaraz za nim pojawia się Fatum. Kruk zaczyna pić krew Erin. Odganiam go. Ellie podbiega. Po jej policzkach zaczynają płynąć łzy. Sprawdzam puls.-Ona żyje-mówię-posłuchaj mnie teraz uważnie. Niedaleko jest jezioro. Ja zaniosę tam nasza wielką królową, a ty potem tymi twoimi czary mary z wody oczyścisz rany. Później zobaczymy co robić dalej. Niebiesko włosa kiwa tylko głową. Wiem że jest jej trudno, wyczytuje to z jej oczu. Ona jednak mimo wszystko bierze się w garść i idzie za mną nad jezioro. Gdy docieramy na miejsce Ellie zaczyna leczyć rany Erin. Ja się odsuwam żeby jej nie przeszkadzać. Siadam pod drzewem. Kruk osiada mi na ramieniu, Fatum kładzie się obok mnie i zaczynam go głaskać. I tak czekamy w milczeniu na dalszy rozwój wydarzeń.-Kruku, wiem jak cię nazwę mój krwiopijco. Blood. -i wtedy nastaje cisza.

Elena
Erin jest ciężko ranna. Skupiam całą moc i uwagę na wodzie i ranach.
- Dalej. Erin musi żyć. - zaczynam nucić, zamykam oczy, czuje jak woda porusza się pod moimi palcami.
,, Ulecz rany '' - proszę wodę. Otwieram oczy i co widzę ? Czystą, choć śpiącą Erin. Rany zniknęły. Wołam Jake'a. Podbiega.
- Nie dość że jesteś ładna to jeszcze znasz pierwszą pomoc. No, no. - gwiżdże.
- Zanieś ją na brzeg. - mówię tylko.
...
Ściemnia się a Erin nadal jest nieprzytomna. Chodzę w kółko, siadam, wstaję, chodzę, siadam, wstaję, chodzę, siadam obok Jake'a.
- A jeśli ... ? - nie przechodzi mi to przez gardło.
- Nie martw się. Uleczyłaś rany. Jej serce bije. Musi odpocząć i tyle. To twardzielka. Spisałaś się świetnie. - kładzie rękę na mojej dłoni.
Czuję dreszcz. Moja głowa oczyszcza się ze zmartwień.
- Dasz radę. Jesteś wojowniczką. - mówi.
- Nic o mnie nie wiesz. Nie powinnam ci ufać.
- A jednak.
Jego usta muskają moje wargi. Fala ciepła zalewa moje ciało. Całuje mnie mocniej. Odwzajemniam pocałunek. I pomyśleć, że znam go niecałą dobę. Erin mnie zabije jeśli się dowie. Ale teraz patrzę w kolorowe oczy tego tajemniczego chłopaka. Kim on jest ? Czy mogę mu ufać ?

ERIN
Czuje niewyobrażalną ulgę, fala zimna zalewa moje ciało… Nic nie pozostaje po ogniu który mnie trawił tylko puste wspomnienie… Powoli otwieram oczy, widok przed nimi jest rozmazany ale widzę kontury kształtów. Po chwili wzrok mi się wyostrza i dostrzegam całującą się parę. Gwałtowne podnoszę głowę aż pojawiają mi się mroczki przed oczyma, w przyklejonych do siebie ludziach dostrzegam Elenę i Jake'a!
-CO TO MA ZNACZYĆ?!- Wrzeszczę.
Para odrywa się od siebie, a ja podnoszę się na rękach mimo zawrotów głowy. Chłopak lubieżnie uśmiecha się a na twarzy dziewczyny wykwita czerwony rumieniec.
-Czy może mi to ktoś wytłumaczyć?! Ty z nim?!- Patrzę z wyrzutem na Elenę - Myślałam że jesteś mądrzejsza! l'ennemi après tout!
Ze zdenerwowania przechodzę na swój ojczysty język czyli francuski. (To co powiedziała znaczy ,,To jest wróg przecież!”-Dop. Autorki)
-Embrassez-vous! Ne pas obtenir l'amour du jeu, vous devez obtenir au camp vivant!-*Ogarnij się! Nie wdawaj się w miłosne igraszki musisz dotrzeć żywa do obozu!
Dziewczyna robi skruszoną minę choć najpewniej nawet nie rozumie o co mi chodzi.
-Może przetłumaczysz złośnico?
Mówi z szerokim uśmiechem Jake.
-Złośnico?!-Wrzeszczę.
Gwałtownie wstaję przez co kręci mi się w głowie, a świat pod nogami wiruje.
-Kiedyś cię zabiję!- Mówię słabym głosem- Ale to chyba może poczekać do jutra…
-Błagam was !- Krzyczy Elena
-A to niby moja wina?!- Krzyczę
-No tak bo robisz z igły widły! Ja go tylko pocałowałam!- Wrzeszczy niebiesko włosa
-TYLKO?! TYLE ŻE TY GO NAWET NIE ZNASZ !

Jake
-A MOŻE TY MNIE ZNASZ, ŻE TWIERDZISZ IŻ JESTEM WROGIEM?!
-Właśnie Jake. MYŚLĘ ŻE JESTEŚ WROGIEM I NIE MOŻNA CI UFAĆ!!!!-krzyczy wściekła Erin.
-GDYBYM BYŁ WROGIEM TO TAMTEJ NOCY BEZ WAHANIA BYM WAS ZABIŁ!!! TY SPAŁAŚ OPARTA NA MOIM BRZUCHU, A ELLIE NA MOJEJ KLATCE PIERSIOWEJ! PÓŹNIEJ ZANIOSŁEM CIĘ NAD TO CHOLERNE JEZIORO I CZEKAŁEM AŻ ELLI CI POMOŻE!!!! I GDYBYM CHCIAŁ WAS SKRZYWDZIĆ NIE CAŁOWAŁBYM NIEBIESKO WŁOSEJ!- krzyczę i szybko podrywam się z ziemi.
Patrzę przelotnie na dziewczyny, chwytam mój łuk i noże. Uciekam. Muszę się wydostać i wszystko przemyśleć. Blood wiernie za mną podąża.

Elena
Erin zaciska dłonie w pięści.
- Chodź. Im szybciej odjedziemy tym większe szanse że nas nie znajdzie.
- Erin. Nie poradzimy sobie same.
- Mamy Scared i Fatum.
Milczenie. 
- Nie.
- Nie sprzeciwiaj mi się!
- Możesz mi rozkazywać, bić mnie a nawet użyć magii. Ale ja nie zamierzam ustąpić. Potrzebujemy jego pomocy.
- To ty potrzebujesz jego!
- On już udowodnił swoją lojalność. Składał przysięgę czegoś tam. Może i nie wiem nic. Nie umiem walczyć i jestem kulą u nogi. Schowaj ego do kieszeni i myśl racjonalnie.
Słońce właśnie zachodzi. Fatum ociera się o moją nogę.
- Chcę się z tobą zaprzyjaźnić. Z Erin, a nie z maszyną.
- Nie chcę go obok ciebie widzieć. - Mówi znów bez emocji.
- Czyli ...
- Jeden dzień. Jeśli zrobi cokolwiek od razu go zabiję. Rozumiesz?
Kiwam głową. Problem polega na tym, że Jake uciekł. Erin siada na ziemi.
- Musisz odpocząć. - Kładę jej rękę na czole. - Stanę na warcie.
- Uważaj. Jeśli znowu was przyłapię to...
- Tak jasne. Odpoczywaj.

JAKE
Siedziałem długo. Muszę wszystko przemyśleć. To był mój pierwszy pocałunek a mądrala go zepsuła. Ale nie mogę ich jednak zostawić. Same sobie nie poradzą. Muszę wrócić. Erin mógłbym zostawić samą, po tym co mi powiedziała, a le strasznie żal mi Ellie...Wracam przez ciemny gąszcz lasu. Po chwili zza drzew widzę jasny punkt. To pewnie ich ognisko. Po cichu skradam się do obozu. Widzę, że na warcie stoi Ellie. Nie wiem czemu, ale mam nagłą ochotę na mały żart.
- Blood musisz się schować, bo jak cię zobaczy to od razu będzie wiedziała że to ja. -kruk ze zrozumieniem kiwa łebkiem i już go nie ma. Tymczasem ja zakradam się od tyłu do Ellie i szybki zdecydowanym ruchem jedną ręką chwytam ją w talii a drugą zakrywam usta. Ona zaczyna się szamotać więc szybko odciągam ją trochę dalej od ogniska, żeby Erin się nie obudziła.
- Spokojnie księżniczko to tylko ja. -szepczę jej do ucha.

niedziela, 16 listopada 2014

Rozdział III

ERIN
Patrzę nieufnie chłopakowi w oczy, ale mimo wielkich chęci nie jestem w stanie zobaczyć zła, z którym chciałam się zmierzyć w ich głębi czai się cierpienie, żal i dobro? Gładzę bransoletkę jest to jedno z moich przyzwyczajeń, kiedy czuję się zagrożona dotykam jej, aby przypomnieć sobie, iż nie jestem bezbronna. Chłopak bacznie mnie obserwuje.
-A, więc synek śmierci?- Pytam z ironią
Wyraźnie się napina i mocno ściska gitarę, którą zamienił przed chwilą w łuk.
-Masz z tym jakiś problem?-Warczy a jego czarne oko łypie na mnie złowrogo czuję dreszcze przebiegające mi po karku.
-Ludzie uspokójcie się!!-Krzyczy Elena-Walka do niczego nie prowadzi!
Może i ma rację, ale walka to jedyne, co mi pozostało, co wiąże mnie z dawnym życiem.  Podnoszę się z ziemi i wchodzę do ciemnego lasu, który nas otacza. Za sobą słyszę nawoływania niebieskowłosej ale zbywam je wzruszeniem ramion, z ziemi podnoszę parę gałęzi, z których zrobię ognisko. Kiedy już jestem gotowa do drogi powrotnej zadzieram głowę do góry i patrzę na znajome mym oczą niebo. Staram się oczyścić z wszelakich emocji, aby stać się na nowo maszyną. Nasze odczucia mogą nas zmylić oszukać nie można im ufać muszę się ich wyzbyć, aby nie przywiązać się do ludzi, których będę zmuszona opuścić. Wdech, wydech, wdech, wydech… Wracam do miejsca, w którym zostawiłam Elenę.
-Co ty sobie niby myślisz?! Nie zostawiam mnie tu samej! A w dodatku z nim!- Krzyczy dziewczyna zaraz jak wyłoniłam się z gęstwiny
-Przecież mu ufasz…- Rzucam z ironią w jej kierunku
Patyki układam w zgrabny stos kontem oka obserwując mojego potencjalnego wroga. Kiedy sterta wygląda miej więcej tak jak to sobie wyobraziłam wkładam rękę w sam jej środek i kumuluje energię zawartą we mnie wzywam ogień piekielny i czuję lekkie mrowienie na powierzchni ręki po chwili z gałęzi bucha dym i zaczyna płonąć ognisko. Elena patrzy na mnie rozszerzonymi oczami, ale na chłopaku nie robi to wrażenia powoli nie zwracając na mnie uwagi głaszcze swojego kruka.
-Skąd on się tu wziął?- Pytam wskazując podbródkiem ptaka
-Ale, kto?- Zaskoczony podnosi na mnie wzrok
Ja zamiast odpowiedzi patrzę intensywnie na kruka, on również wbija we mnie swe czerwone paciorkowe oczy. Zwierzęta podziemia są to niezwykłe zwierzęta, które można przywiązać do siebie tylko, jeżeli jesteś w wielkiej potrzebie, ale warunkiem jest bardzo silna osobowość. Mój wąż Scared przypełza do mnie pierwszego dnia, kiedy znalazłam się w Elizjum,. Od tej pory nie czuję się samotna mam przyjaciele znaczy spotkałam wiele osób Tezeusza czy Selene, ale to nie to samo z nim czuje podświadomą więź. Kruk chyba zrozumiał, iż wiem, kim jest gdyż zaskrzeczał i zamachał wielkimi skrzydłami podleciał do mnie a ja z uśmiechem pogłaskałam go po łbie. Zwierzęta to jedyne istoty, którym ufam…
-Kiedy do ciebie przyleciał?- Pytam nawet nie patrząc na chłopaka
Widać, iż wkroczyła na niepewny grunt. Zapada cisza podnoszę wzrok i orientuje się, iż Elene zasnęła skulona przy ognisku a chłopak wbija we mnie swój dwukolorowy wzrok.
-Co cię to obchodzi?-Warczy
-Ja… yy…no- Zaczynam się plątać
Wyłącz emocje Erin, Wdech wydech wdech wydech Nakazuję sobie. Już jestem maszyną
-Dobranoc- Mówię lodowatym głosem
Zero emocji… Tak musi być… Nie mogę ufać nieznajomemu… Nikomu nie mogę ufać…


Elena

Rano budzi mnie wesoła melodia wygrywana na gitarze. Chwilę się jej przysłuchuję aż wstaję i patrzę na zaskoczonego chłopaka.  
- Cześć.
Jake patrzy na mnie skołowany. Z natury jestem dociekliwa więc chcę zapytać, ale boję się czy to nie zbyt intymne pytanie. Trochę odwagi Ellie -  mówię sobie.  
- Co tu robisz ? - Pytam.  
- Miałem kilka spraw do załatwienia. Kim jesteś niebiesko włosa ?
- Nie wiem. Wszystko się zmieniło. 
Nerwy mi puszczają.  
- Wiesz gdzie mogę znaleźć dużo wody?  
Patrzy na mnie jak na wariatkę.  
- Niedaleko jest jezioro.  
Wskazuje kierunek i już mnie nie ma. Ale nie idę do jeziora. Chowam się w gęstwinie i słucham.
- Nie powinieneś wychodzić na powierzchnię. Po co to zrobiłeś ? - mówi Erin która właśnie się obudziła.
- Nie twoja sprawa. Ja jeszcze żyję.  
- Uważaj co mówisz.  
Czy oni nie przestaną się kłócić ? Chwila. Mogę odejść. Uciec od tego wariactwa. Patrzę za siebie i widzę jezioro. Zostawiam tę dwójkę za sobą. A niech się zjedzą. Staję na brzegu. Czuję wodę. Przypominam sobie co zrobiłam ,, na dole ". Wyciągam rękę. Zamykam oczy. Wyostrzam zmysły.  
- I trzymaj się z daleka od Ellie. - Mówi Erin. 
- Troszczysz się o tak waleczną dziewczynę ? Poradzi sobie bez kołysanek niańki.  
- Nic nie wiesz o niej ani o mnie ...
Otwieram oczy. Patrzę na wodę.  
- No chodź. - Mówię.  
Woda formuje się przede mną. Przybiera kształt mnie. 
 - Wow.  
Zaciskam pięść a wodna ja zmienia się w wodną kulę. Poruszam nią w powietrzu. Opuszczam do jeziora i klękam. Syczę. Podwijam rękaw. Ta ... przechodzą mnie ciary ... ten potwór zranił mnie w ramie. Patrzę na wodę. Z jeziora wynurza się wić wody. Biorę ją w rękę i dotykam rany a ona znika. Może mienie pokręconego życia nie jest takie złe. 
 - Fatum. - Szepczę.  
Szybko wracam nad ognisko. 
- Gdzieś ty się podziewała ?! Wytłumaczysz temu typkowi że nie może z nami iść ?  
- Możesz z nami iść. Ale najpierw pokaż gdzie jesteś ranny. 
 - CO?! - Erin robi ustami wielkie O.
Jake patrzy na mnie nieufnie, ale odsłania zabandażowany bok.
W boku są trzy rany. Głębokie.  
- Jak to się stało?  
- Nigdy nie śpij na drzewie z nożami za paskiem. - zachichotał Jake.  
Jego kruk dziobie mnie w ucho.  
- Au ! - ptak odlatuje.  
Udało mi się tylko dobrze opłukać ranę. Zapamiętać : poćwiczyć leczenie wodą innych ludzi. Jake leży bez koszulki na zdrowym boku.  
- Co ty robisz? 
 - Chcę zszyć ranę.  
Pokazuję mu igłę.  
- Skąd to masz? - pyta Jake. 
 Patrzę na nadal wściekłą Erin. Biorę się za szycie. Jake ani pisnął. Owijam rany czystym bandażem. Odsuwam się od chłopaka.
- To Erin zdecyduje o tym czy możesz z nami iść. - mówię.  
Zmieniam naszyjnik w nóż i oglądam jego klingę. Prezent od taty. Skupiam całą uwagę na otoczeniu. Erin siada przy ognisku. Jake siada i sięga do gitary ale jestem szybsza. Przestrajam gitarę.  
- Co robisz ? Nie dotykaj tego to moja gitara !  
Zaczynam grać żywą melodię. Erin patrzy na mnie. Otwieram usta jakbym śpiewała, ale nie robię tego. Śpiewam w myślach. Fatum zawsze lubił te piosenkę. Zaczynał wyć i skakać. Przychodziła mama i próbowała go uspokoić. Uśmiecham się pod nosem. Jake patrzy w dal. Zwalniam pieśń. Nuty zmieniają się w piosenkę o deszczu. Chcę wrócić do domu. Uściskać mamę i Fatum. Zagrać w kosza. Pojeździć na desce. Księżyc świeci tajemniczo na niebie. Czy kiedyś znów zobaczę dom? Erin mieszka w Hadesie. Czy kiedy dostarczy mnie do tego obozu wróci do ojca? A Jake ? Odpowiedzi nie nadchodzą a ja sama w tym wszystkim gram w środku lasu siedząc przy ognisku z obcymi ludźmi. Dziwne. Przerywam granie w środku zwrotki. 
- Co to jest Obóz pół krwi?  
- Bezpieczne miejsce dla herosów. Nauczysz się tam wiele rzeczy. Jesteś córką jednego z wielkiej trójki. Pewnie na Olimpie już huczy. Byłabyś drugim dzieckiem narodzonym od Posejdona po złożeniu przysięgi. - Erin patrzy wściekle na Jake.
Odkładam jego gitarę i znów przyglądam się nożowi.
- Co to oznacza?  
- Że bogowie nie będą zadowoleni.
- Ilu jest bogów?  
- Mnóstwo. - tym razem odpowiada Jake. - Przyda wam się moja pomoc.
- Poradzę ... znaczy poradzimy sobie same. - mówi Erin stanowczym tonem.
- A jeśli ... - plączę się.  
- Jeśli co? - Erin podsyca ogień mroczną energią.  
- No ... my idziemy do obozu. Chcą nas... albo mnie, zabić ... więc czy nie lepiej wziąć Jake'a ? Same nie damy rady. A to coś w tunelu ? - Pokazuję jej nóż. - To było obrzydliwe. Nie wiesz czy damy radę takim dwóm czy trzem.
Krzaki za mną szeleszczą. Odwracamy się i widzę coś w rodzaju psa i foki jednocześnie z ludzkimi rękami. Bez namysłu wbijam jej nóż w głowę a potwór rozsypuje się w pył. Z krzaków zaczynają wypełzać kolejne focze potwory.

Jake  
Coraz więcej tych dziwnych stworzeń zczęło wtłaczać się napolane. Szybko podniosłem się z ziemi i wyciągnąłem nóż zza paska. Rzucam. Jestjeden fokowaty trafiony. Tuż po mnie następnego trafia niebiesko włosa.Zamieniają się w pył. Jednek pojawia się ich coraz więcej. Dziewczyny stojąobok mnie w gotowości do walki. Erin wyciąga kolczyk z ucha, a on momentalniezmienia się w czarnego węża o rubinowych oczach. Wąż podpełza do wrogów izaczyna atakować. Po chwili moj kruk (dalej bezimienny) robi to samo. Wszystkodzieję się bardzo szybko. Kolejne stwory rzucają się w naszą stronę.Zrezygnowałem z rzucania nożami i zacząłem strzelać z łuku trafiając wpowietrzu atakujące nas potwory. Niebiesko włosa stała po mojej prawej stroniei dźgała nożem fokowate bliżej nas. Miała strach w oczach, ale dzielnie dawałaradę. Po lewej Erin pewnie waliła mieczem. W jej oczach również był strach, aledobrze ukryty pod maską twardzielki, którą rzadko albo wcale zdejmowala. Naszezwierzaki dzielnie dawały rade. Mój kruk atakował z powietrza , a wąż Erin zpodłoża. Walczyliśmy długo ramie w ramie, a fokowatych wciąż przybywało. Gdybysytuacja nie byla tak poważna pewnie ucieszyłbym się z towzrzystwa 2 dziewczynobok mnie. Kiedy o tym pomyślałem na mojej twarzy mimo woli pojawił sieuśmiech. Erin popatrzyla na mnie ze zdziwieniem i gdy zauważyła, że też na niąpatrze jej twarz zmienila wyraz na pełen wyrzutu. Nagle jeden z potworówzaatakował niebiesko włosą z tyłu i potoczyli się kilka metrów dalej. Ogarnęłamnie znowu ta czarna furia i zaćmiła racjonalne myślenie. Przewiesiłem łukprzez ramie i rzuciłem się gołymi rękami na stwory. Jednak było ich zbyt wielei nie udawało mi się przedostać do walczącej niebiesko włosej. Erin przezchwile patrzyła jak wlczę gołymi rękami z fokowatymi, ale po chwili z mieczem wręku zaczęła posuwać się w strone swojej przyjaciółki. Jeden z potworów drasnąlmnie pazurem w plecy. Erin dostala w twarz, a niebiesko wlosa nadal leżała naziemi kotłując się z potworem. Kiedy już fokowaty miał zadać ostateczny ciosnagle z lasu wybiegł wielki wilczur o wilczych kłach i rzucił się by pomócniebiesko włosej. Zrzucił z niej potwora i rozszarpał go w pył. Fokowatychzostalo juz tylko 6. Jednym zajmowal sie moj kruk , drugiego atakował wąż Erin,na trzeciego rzucił się wilczur, czwartego Erin cięła mieczem. Niebiesko włosachwiejnie podniosła się z ziemi i rzuciła z furią na piątego. Zaczęła dźgać gonożem ja ruszyłem na szóstego. Dalej pod wplywem czarnej fali która powoli wemnie umierała zadawałem mu ciosy rękami. Po chwili rozpłynął się w pył, a zanim po kolei na ziemie osunęł sie pozostałe jakby były od niego zależne.Niebiesko włosa siadła przy wilczurze i powiedziała:-Brawo, grzeczny pies. Ale skąd ty się tu wziąłeś Fatum?-zapytała ze zdziwieniem i popatrzyła w naszym kierunku pytająco.-To twój pies?-zapytalem a ona potwierdziła kiwnięciemgłowy-Chodź Fatum.-zawołałem go- nie bój się jestem przyjacielem , jestemJake.-pies nie pewnie ruszył w moim kierunku. Gdy był blisko zacząłem głaskaćgo po futrzastym łbie.-On jest supe..- nie zdążyłem dokończyć bo mój zazdrosny krukdziabnął mnie w ramie. Niebiesko włosa uśmiechnęła się i przywołała do siebieFatum.-No okey, ale skąd sie wziął? Przecież mówiłaś, że został zludźmi. Z twoją matką? - powiedziała Erin i uniosla pytająco brwi do góry.


Elena 
Nie mogłam uwierzyć że Fatum tu jest.  
- Skąd on się tu wziął? - pyta Erin. 
 Fatum liże zadrapanie na moim ramieniu. 
- Zostaw. Nic mi nie będzie. Czy to możliwe że go wezwałam?
Patrzę na węża Erin, który wije się wokół jej stóp. Patrzę na Jake'a i jego kruka. 
- Kto jest głodny? - pytam.  
Sięgam do plecaka i rzucam każdemu ... kanapkę.  
- Twój tata zrobił ci na wycieczkę? - pytam.
Erin zbywa mnie machnięciem ręki. Jake siada obok mnie a Fatum łasi się u jego stóp. Jake drapie go za uszami. Kruk siada na gałęzi drzewa.
- Ma jakieś imię? Twój kruk?- pytam mimochodem.

- Jeszcze nie.  
- Naucz mnie walczyć. Bo skoro już nigdy nie wrócę do normalnego życia to lepiej żebym umiała przeżyć.  
- On nie będzie cię uczyć. Wstawaj. - Erin wyciągnęła z pochwy srebrny sztylet. - Nogi lekko zgięte. Trzymaj nóż jak przedłużenie ręki.

Dwie godziny później.  
- Och.  
Kładę się na ziemi. Jestem tak zmęczona jak nigdy w życiu. Fatum z impetem kładzie mi głowę na brzuchu pozbawiając mnie tchu. Nóż zmienia się w naszyjnik. Zamykam oczy. Już prawie śpię.  
- Możesz z nami iść. Ale najpierw przysięgniesz. 
 Erin mówi do niego szeptem.  
- Przysięgam na Styks, że będę lojalny w walce. Aż do obozu. Potem możesz wrócić do tatka. A, Ellie nie dożyje tygodnia jeśli będziesz ją tak męczyć.
Zasypiam ...