wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział VII

ERIN

Puszczam się pędem w kierunku głosu. Po niedługim czasie docieram nad wodospad, gdzie klęczy chłopak,  chwytający się za głowę.
-Co ci jest?-Pytam zachrypniętym głosem
On jednak patrzy się na mnie zwierzęcym wzrokiem, szybko podnosi się z kolan i już jest parę kroków przede mną
-Jake? Okej? 
On jednak chwyta mnie za gardło i pyta:
-Nie jestem potworem, prawda?-wygląda niczym obłąkaniec.
Przed oczyma pojawiają mi się mroczki
-Przestań-charczę gdyż zaczyna mi brakować tlenu.
Myśl, Erin myśl.
-Jesteś-wykrztuszam po czym mój zapas tlenu się kończy...
-Walcz dziewczyno-mówi moja podświadomość.
-Ale ciemność to dobre wyjście-podpowiada moja mroczna natura.
-Chyba nie chcesz umrzeć?
-Nie-wykrztuszam ostatkiem sił, a wtedy Jake jakby opamiętuje się i puszcza mnie. Odbiega na drugą stronę polany, kiedy ja walczę o oddech.
-Przepraszam-mówi łamiącym się głosem.
Zauważam, iż skulił się sam w sobie. Siedzi z podkulonymi nogami i patrzy na mnie wzrokiem zastraszonej zwierzyny. Kiedy mój oddech w miarę się uspokaja podnoszę się i krzywię z bólu, gdyż cała moja szyja jest obolała. Mimo tego zaczynam iść w kierunku lasu nie oglądając się. Mam dość. Siadam pod jednym z setek drzew i ukrywam twarz w dłoniach.
-Za jakie grzechy mnie to spotyka?-szepcze.
Do oczu napływają mi łzy i mimo tego, iż je powstrzymuje wypływają opadając na i tak już mokre policzki. ,,Czym ja zawiniłam? Przecież nie jestem zła! To dlaczego spotykają mnie same złe rzeczy?!” Emocje we mnie opadają i czuję się po prostu pokonana. Jestem tylko jedną osobą, a cierpię jak wiele… Ból jest nieodłączną częścią życia, wiem. Ale czy nie można by go tak po prostu odjąć? Ile mogę jeszcze znieść zanim moja wola przetrwania upadnie?
-Koniec…-Szepcze-Nie ja tu jestem ważna i tak za 3 dni umrę muszę im pomóc… Ja nie mam nic do stracenia…
Wstaję i idę przed siebie. Nagle wychodzę na polanę gdzie widzę skuloną Ellie. Podchodzę do niej i mówię najłagodniejszym głosem na jaki mnie stać
-Elena...
Ona jednak nie odpowiada ponownie wymawiam jej imię ale to również nie daje efektu. Lekko dotykam jej ramienia jednak ona podrywa głowę i zaczyna krzyczeć…

JAKE 


Nie. Dlaczego ja? Nie chcę nikomu zrobić krzywdy. Nie chciałem poddusić Erin. Co się ze mną dzieje? Nagle z pogrążania się w tych czarnych myślach wyrywa mnie krzyk. To Elli. Szybko zbieram się w sobie. Chowam myśli w najgłębszy i najdalszy kąt mojego umysłu. Wstaję i rozglądam się gdzie jest niebiesko włosa. Siedzi na skraju polany z kolanami podciągniętymi pod brodę. Po twarzy płyną jej łzy. Waham się czy do niej podejść. Nie chcę jej przypadkiem skrzywdzić. W końcu jednak podejmuję, jak mi się wydaję, szybką decyzję. Podchodzę do Elli, siadam tuż obok i obejmuję ją mocno rękami. Nie wiem, co mogę jeszcze zrobić, ale wydaje mi się, że przestaje krzyczeć i stara się spowolnić oddech.

ELLI

Z transu strachu wyrywa mnie ciepły uścisk. Wzrok się wyostrza mimo łez. Erin i Jake tulą się do mnie. Chłopak zaciska zęby, a Erin ma zaczerwienione oczy.
- Dusicie mnie. - Szepczę.
Przed oczami widzę śmierć tych których znam. Czuję zimno na mojej skórze. W uszach rozbrzmiewają słowa :
,,klątwa" i ,,przeklęta".
Oboje odsuwają się lekko.
- To moja wina. To ja nas tam zaprowadziłam. - wycieram ręką łzy.
- Nie. - mówi Erin.
Ale wszyscy wiemy jak było.
- Co się z wami działo? - mówię. Nie patrzymy sobie w oczy.
- Korytarz luster. - mówi Jake.
Kiwamy głowami. Pociągam nosem. ,,Prawda. Tego się boisz".
- Co to było? - pyta Erin.
- Prawda. - mówię do moich dłoni.
Zapada noc. Otaczający nas las robi się bardziej mroczny. Czy zmienię się w lód? A może rozpłaszczę się na ziemi ? Skoro nie da się zmienić losu, to po co mu się stawiać? Zobaczymy,  co czas przyniesie. Chyba.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz