czwartek, 20 listopada 2014

Rozdział IV

ERIN
Rano budzę się wraz z pierwszymi promieniami słońca jednak jestem tak zmęczona iż nie mam ochoty wstawać zamiast tego wtulam się ponownie w poduszkę… CHWILA PODUSZKĘ?! Gwałtownie podrywam głowę do góry i orientuję się iż podczas snu zmieniliśmy pozycje. Elena leży skulona koło głowy Jake'a a cała twarz chłopaka jest schowana w jej niebieskich włosach najgorsze jednak jest to iż ja jako praktycznie rzecz biorąc wróg spałam na jego ramieniu! Blady rumieniec pokrywa moją twarz. Ukryj emocje Erin, nakazuję sobie w myślach. Cicho wstaję i rozglądam się wokoło, do moich nóg podpełza Scared (wąż) wyciągam po niego ręce i powolnym ruchem głaszczę go po łbie.-Czas poćwiczyć-Szepczę sama do siebie. Poranne ćwiczenia stały się moim rytuałem już za życia a w Elizjum z braku pomysłów nie zaprzestałam tej tradycji. Wąż jakby przeczuwając co zamierzam robić zamienia się w srebrnego kolczyka z rubinowymi oczami, zapinam go w  uchu i puszczam się pędem. Nareszcie czuję się wolna. Wiatr świszczy mi w uszach, ziemia dudni pod nogami… Jest to piękne uczucie. Przystaję i robię pompki. Nawet się nie zasapałam choć wbiegłam pod pobliską górę z wysoka widzę nasze obozowisko i z satysfakcją stwierdzam iż moi towarzysze jeszcze śpią. Kładę się na mokrej trawie i patrzę na błękit nieba. Musze korzystać z życia jakie mi pozostało jeszcze 6 dni zanim na nowo stanę się duchem… Po paru minutach podnoszę się z ziemi i przeciągam chce zbiec z góry ale w ostatniej chwili w pasie chwyta mnie jakaś ręka a do twarzy zostaje przyciśnięta śmierdząca potem i krwią szmata. Nieruchomieję, w myślach oceniam swoje szanse, mój miecz został w obozowisku ale nadal pozostaje mi sztylet ręce nadal są wolne szybko sięgam ku bransolecie, jednak kiedy tylko o tym pomyślałam zostaję rzucona na ziemię z brutalną siłą a tajemniczy głos wydaje polecenie:-Związać ją. Dwa brązowe stworzenia których nigdy w życiu nie widziałam związuję mi ręce po czym stawiają do pionu. Rzecz jasna szamotałam się ale to nic nie dało istoty były niewiarygodnie silne. Wrzeszczę:-Zabiję cię! Jednak porywacz śmieje się cicho.  Ma jasne włosy i czarne oczy przepełnione brutalnością. Skądś go kojarzę ale skąd?-Nie zdołasz mnie zabić po raz drugi córko Hadesa tym razem to ja zabiję ciebie…- Mówi. Nieruchomieję, on mnie zna i ja go kiedyś zabiłam… Do ust zostaje mi wepchnięta śmierdząca szmata. Mam ochotę zwymiotować.-Nadal nie wiesz kim jestem?- Pyta z ironią. Przeszukuję pamięć w poszukiwaniu osoby bądź potwora który odpowiada jego wyglądowi ale bezskutecznie.-Ja jestem Hardogon .Przebłysk pamięci .,, WSPOMNIENIE '' Widzę siebie jako dziesięciolatkę jest to mój czwarty rok w obozie i razem z grupą starszych obozowiczów odwiedzam pobliskie francuskie miasteczko. Mieliśmy trzymać się w grupie ja jednak wiedziona ciekawością weszłam do ciemnej uliczki gdzie w świetle latarni stała pomarszczona cyganka-Moje dziecko biada ci biada…- Mówi niczym w transie- Nie, nie, nie daj się zabić! Tak młodo umrzesz… Nie ufaj rzymianom!!Po tych słowach uciekłam stamtąd przerażona tym co usłyszałam ale nigdzie nie mogłam znaleźć przyjaciół.-Szukasz kogoś?- Spytał miły głos. Ja obróciłam się zaskoczona ale za mną nikt nie stał.-Szukasz kogoś?-Spytał ponownie głos. Obróciłam się na pięcie i cicho krzyknęłam gdyż za mną stał mężczyzna mający blond włosy i czarne oczy.-Ja zgubiłam przyjaciół- Bąkam rumieniąc się-Och nie bój się już ci nic nie grozi ja nazywam się Hardogon i zaprowadzę cię do nich. Oczy aż mi zabłysły z radości. ,,Ale byłam naiwna myślę…” Nieznajomy wyciąga ku mnie rękę a ja chwytam ją ufnie. Nagle obraca się i do mojej dziecięcej szyi zostaje przyłożony lśniący nóż. Cicho piszczę.-Tatuś nie nauczył cię że nie ufa się obcym?- Syczy. W moich oczach zakręciły się łzy.-Nie proszę- Szepczę-Ale o co?-Pyta zdziwiony- O bezbolesną śmierć? Załatwione. Powoli przejeżdża po moim gardle nożem ale go nie rani oblizuje się tylko.-Twoja krew na pewno będzie pyszna- Mruczy. Już ma zatopić ostrze w moim gardle kiedy nagle w mojej ręce materializuje się sztylet. Szybko wbijam go w brzuch Hardogona a on wydaje z siebie jęk zaskoczenia.-Ja jak to?- Pyta-Ja wyrywam się z jego uścisku i biegnę z zakrwawionym ostrzem w ręce…”-O widzę iż sobie przypomniałaś ale wiesz tym razem nie będzie bez boleśnie chce abyś cierpiała… -Mówi a w jego głosie wyczuwam nutki podniecenia.- Ale nie bój się nie będziesz sama po tobie przyjdzie czas na twoich przyjaciół…Błyskawicznie za pazuchy wyciąga srebrny nóż i wbija mi go w nadgarstek. Upadam. Oczy zachodzą mi mgłą, czuje ból najgorszego przypadku oszałamiający któremu nie sposób się nie poddać… Ręka mi krwawi czuję się bezsilna ale wiem że to dopiero początek tortur które mi zaplanował.- Ciupkę boli nie?- Mówi lekkim głosem-Troszeńkę- Mówię zachrypniętym z bólu głosem. Błagam zabij mnie chce powiedzieć ale wiem iż dałoby mu to tylko satysfakcję a tego nie chcę. Zamykam oczy ale zaraz zmuszam się aby je otworzyć inaczej może być tylko gorzej praktycznie nic nie widzę ale lepsze to niż nic.  Po chwili czuję pieczenie na czole, przejechał po nim sztyletem.-Idźcie po jej towarzyszy- Mówi Hardogon-Nie-Charczę- Walcz ze mną jak równy z równym. On jednak śmieje się chcesz walczyć?- Pyta rozbawiony- No to walczmy! Rozwiążcie ją! Wstaję chwieją się na nogach, całą lewą rękę mam we krwi niepewnie dotykam bransolety a ona zmienia się w sztylet. Będę twarda, muszę być twarda… Hardogon śmieje się perfidnie-Zaczynaj!-Krzyczy rozbawiony. Mrugam szybko oczami usiłując odpędzić zdradliwe łzy. Rzucam się na niego mimo tego iż ból ręki praktycznie mi to uniemożliwia. On jednak robi unik i tnie mnie w bok ledwo co uskakuję a on już jest za mną obracam się przy okazji schylając. Bobrze że to zrobiłam inaczej jego nuż pozbawił by mnie głowy. Tnę go na wysokości łokcia ale Hardogon podstawia mi nogę i upadam. Sztylet zatacza łuk i pada tuż koło mnie jednak nie dane mi jest po niego sięgnąć.  Już ma zadać ostateczny cios, pochyla się i broń mknie ku mojemu czołu z prędkością światła kiedy w ostatniej chwili obracam się a ona wbija się tuż koło mnie. Szybko podnoszę sztylet i wbijam go prostu w serce wroga… Z ledwością podnoszę się i z satysfakcją zauważam iż istoty podległe Hardogonowi rozsypują się w pył padam nieprzytomna w kałuży krwi…

JAKE
Budzą mnie ciepłe promienie słońca muskając delikatnie moją twarz. Otwieram oczy i ze zdziwieniem zauważam niebieską głowę na mojej klatce piersiowej. Uśmiecham się do siebie. No, no, ale jestem przystojny, pierwsza noc a ona już na mnie śpi. Hahaha no nieźle. Delikatnie dotykam jej głowy, ona otwiera niemrawo oczy.
-Wstawaj księżniczko, najwyższy czas się zbierać. Słońce już jest wysoko. -mówię do niej i uśmiecham się szeroko.
Zawstydzona szybko wstaje.
-Sory to.. to było...przepraszam -spuszcza wzrok.
-Ej przecież nic się nie stało. Nie przepraszaj.-uspokajam ją-No wiesz mi na przykład było baaardzo wygodnie.-Przestań już-mówi i lekko mnie popycha.- A gdzie Erin??? -pyta.Zaczynam się rozglądać. Nigdzie jej nie widzę. Scareda też nie ma. Fatum i kruk leżą spokojnie.-Czy myślisz, że ktoś ją porwał???- pyta mnie ze strachem w oczach Ellie. Nie umiem jej odpowiedzieć. Patrzę jej w oczy i rozumiemy się bez słów. Ona szybko zbiera nasze rzeczy, ja zasypuje ognisko i budzę zwierzaki. Zaczynamy szukać Erin.
Godzinę później po gruntownym przeszukaniu lasu wspinamy się na wzgórze. Moim oczom ukazują się ślady krwi. Idąca za mną niebiesko włosa stara utrzymać zdenerwowane zwierzęta w miejscu. Idę po śladach. Widzę wielką kałuże krwi po środku, której leży nie kto inny jak nasza ,,waleczna" Erin. Na ciele ma mnóstwo ran ciętych.-Księżniczko chodź tu szybko!!!-wołam gorączkowo do niebieskowłosej-mamy problem. Podlatuje do mnie kruk zaraz za nim pojawia się Fatum. Kruk zaczyna pić krew Erin. Odganiam go. Ellie podbiega. Po jej policzkach zaczynają płynąć łzy. Sprawdzam puls.-Ona żyje-mówię-posłuchaj mnie teraz uważnie. Niedaleko jest jezioro. Ja zaniosę tam nasza wielką królową, a ty potem tymi twoimi czary mary z wody oczyścisz rany. Później zobaczymy co robić dalej. Niebiesko włosa kiwa tylko głową. Wiem że jest jej trudno, wyczytuje to z jej oczu. Ona jednak mimo wszystko bierze się w garść i idzie za mną nad jezioro. Gdy docieramy na miejsce Ellie zaczyna leczyć rany Erin. Ja się odsuwam żeby jej nie przeszkadzać. Siadam pod drzewem. Kruk osiada mi na ramieniu, Fatum kładzie się obok mnie i zaczynam go głaskać. I tak czekamy w milczeniu na dalszy rozwój wydarzeń.-Kruku, wiem jak cię nazwę mój krwiopijco. Blood. -i wtedy nastaje cisza.

Elena
Erin jest ciężko ranna. Skupiam całą moc i uwagę na wodzie i ranach.
- Dalej. Erin musi żyć. - zaczynam nucić, zamykam oczy, czuje jak woda porusza się pod moimi palcami.
,, Ulecz rany '' - proszę wodę. Otwieram oczy i co widzę ? Czystą, choć śpiącą Erin. Rany zniknęły. Wołam Jake'a. Podbiega.
- Nie dość że jesteś ładna to jeszcze znasz pierwszą pomoc. No, no. - gwiżdże.
- Zanieś ją na brzeg. - mówię tylko.
...
Ściemnia się a Erin nadal jest nieprzytomna. Chodzę w kółko, siadam, wstaję, chodzę, siadam, wstaję, chodzę, siadam obok Jake'a.
- A jeśli ... ? - nie przechodzi mi to przez gardło.
- Nie martw się. Uleczyłaś rany. Jej serce bije. Musi odpocząć i tyle. To twardzielka. Spisałaś się świetnie. - kładzie rękę na mojej dłoni.
Czuję dreszcz. Moja głowa oczyszcza się ze zmartwień.
- Dasz radę. Jesteś wojowniczką. - mówi.
- Nic o mnie nie wiesz. Nie powinnam ci ufać.
- A jednak.
Jego usta muskają moje wargi. Fala ciepła zalewa moje ciało. Całuje mnie mocniej. Odwzajemniam pocałunek. I pomyśleć, że znam go niecałą dobę. Erin mnie zabije jeśli się dowie. Ale teraz patrzę w kolorowe oczy tego tajemniczego chłopaka. Kim on jest ? Czy mogę mu ufać ?

ERIN
Czuje niewyobrażalną ulgę, fala zimna zalewa moje ciało… Nic nie pozostaje po ogniu który mnie trawił tylko puste wspomnienie… Powoli otwieram oczy, widok przed nimi jest rozmazany ale widzę kontury kształtów. Po chwili wzrok mi się wyostrza i dostrzegam całującą się parę. Gwałtowne podnoszę głowę aż pojawiają mi się mroczki przed oczyma, w przyklejonych do siebie ludziach dostrzegam Elenę i Jake'a!
-CO TO MA ZNACZYĆ?!- Wrzeszczę.
Para odrywa się od siebie, a ja podnoszę się na rękach mimo zawrotów głowy. Chłopak lubieżnie uśmiecha się a na twarzy dziewczyny wykwita czerwony rumieniec.
-Czy może mi to ktoś wytłumaczyć?! Ty z nim?!- Patrzę z wyrzutem na Elenę - Myślałam że jesteś mądrzejsza! l'ennemi après tout!
Ze zdenerwowania przechodzę na swój ojczysty język czyli francuski. (To co powiedziała znaczy ,,To jest wróg przecież!”-Dop. Autorki)
-Embrassez-vous! Ne pas obtenir l'amour du jeu, vous devez obtenir au camp vivant!-*Ogarnij się! Nie wdawaj się w miłosne igraszki musisz dotrzeć żywa do obozu!
Dziewczyna robi skruszoną minę choć najpewniej nawet nie rozumie o co mi chodzi.
-Może przetłumaczysz złośnico?
Mówi z szerokim uśmiechem Jake.
-Złośnico?!-Wrzeszczę.
Gwałtownie wstaję przez co kręci mi się w głowie, a świat pod nogami wiruje.
-Kiedyś cię zabiję!- Mówię słabym głosem- Ale to chyba może poczekać do jutra…
-Błagam was !- Krzyczy Elena
-A to niby moja wina?!- Krzyczę
-No tak bo robisz z igły widły! Ja go tylko pocałowałam!- Wrzeszczy niebiesko włosa
-TYLKO?! TYLE ŻE TY GO NAWET NIE ZNASZ !

Jake
-A MOŻE TY MNIE ZNASZ, ŻE TWIERDZISZ IŻ JESTEM WROGIEM?!
-Właśnie Jake. MYŚLĘ ŻE JESTEŚ WROGIEM I NIE MOŻNA CI UFAĆ!!!!-krzyczy wściekła Erin.
-GDYBYM BYŁ WROGIEM TO TAMTEJ NOCY BEZ WAHANIA BYM WAS ZABIŁ!!! TY SPAŁAŚ OPARTA NA MOIM BRZUCHU, A ELLIE NA MOJEJ KLATCE PIERSIOWEJ! PÓŹNIEJ ZANIOSŁEM CIĘ NAD TO CHOLERNE JEZIORO I CZEKAŁEM AŻ ELLI CI POMOŻE!!!! I GDYBYM CHCIAŁ WAS SKRZYWDZIĆ NIE CAŁOWAŁBYM NIEBIESKO WŁOSEJ!- krzyczę i szybko podrywam się z ziemi.
Patrzę przelotnie na dziewczyny, chwytam mój łuk i noże. Uciekam. Muszę się wydostać i wszystko przemyśleć. Blood wiernie za mną podąża.

Elena
Erin zaciska dłonie w pięści.
- Chodź. Im szybciej odjedziemy tym większe szanse że nas nie znajdzie.
- Erin. Nie poradzimy sobie same.
- Mamy Scared i Fatum.
Milczenie. 
- Nie.
- Nie sprzeciwiaj mi się!
- Możesz mi rozkazywać, bić mnie a nawet użyć magii. Ale ja nie zamierzam ustąpić. Potrzebujemy jego pomocy.
- To ty potrzebujesz jego!
- On już udowodnił swoją lojalność. Składał przysięgę czegoś tam. Może i nie wiem nic. Nie umiem walczyć i jestem kulą u nogi. Schowaj ego do kieszeni i myśl racjonalnie.
Słońce właśnie zachodzi. Fatum ociera się o moją nogę.
- Chcę się z tobą zaprzyjaźnić. Z Erin, a nie z maszyną.
- Nie chcę go obok ciebie widzieć. - Mówi znów bez emocji.
- Czyli ...
- Jeden dzień. Jeśli zrobi cokolwiek od razu go zabiję. Rozumiesz?
Kiwam głową. Problem polega na tym, że Jake uciekł. Erin siada na ziemi.
- Musisz odpocząć. - Kładę jej rękę na czole. - Stanę na warcie.
- Uważaj. Jeśli znowu was przyłapię to...
- Tak jasne. Odpoczywaj.

JAKE
Siedziałem długo. Muszę wszystko przemyśleć. To był mój pierwszy pocałunek a mądrala go zepsuła. Ale nie mogę ich jednak zostawić. Same sobie nie poradzą. Muszę wrócić. Erin mógłbym zostawić samą, po tym co mi powiedziała, a le strasznie żal mi Ellie...Wracam przez ciemny gąszcz lasu. Po chwili zza drzew widzę jasny punkt. To pewnie ich ognisko. Po cichu skradam się do obozu. Widzę, że na warcie stoi Ellie. Nie wiem czemu, ale mam nagłą ochotę na mały żart.
- Blood musisz się schować, bo jak cię zobaczy to od razu będzie wiedziała że to ja. -kruk ze zrozumieniem kiwa łebkiem i już go nie ma. Tymczasem ja zakradam się od tyłu do Ellie i szybki zdecydowanym ruchem jedną ręką chwytam ją w talii a drugą zakrywam usta. Ona zaczyna się szamotać więc szybko odciągam ją trochę dalej od ogniska, żeby Erin się nie obudziła.
- Spokojnie księżniczko to tylko ja. -szepczę jej do ucha.

1 komentarz:

  1. Świetny blog! :3 Awww.. nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! *____* <3

    OdpowiedzUsuń