Elena
Patrzę
na Jake'a. Jak mogę mu pomoc odzyskać pamięć ? Oczyszczam umysł z tych
myśli. To później. Wracam do rozmowy przy ognisku.
- Wy też idziecie do obozu ... Tego ... Jak mu tam ? - pytam.
- Niezupełnie. Mamy ferie i jakoś tak wyszło, że Nico zabrał się z nami. -
mówi Anabeth.
Bawię się naszyjnikiem. Prawda, bo tak nazywał się nóż pojawiał się w
mojej dłoni i znów wisiał na szyi. I tak w kółko. Jake patrzy na coś na
jego dłoni. To chyba naszyjnik. Chciałabym podejść i zobaczyć, ale tego
nie robię.
- Został nam jeden skok i Ellie trafi bezpiecznie do obozu. - mówi Erin.
Jeden skok ? Potem się rozdzielimy ? Zobaczę ich jeszcze ? Erin spełni
misje. Jake znajdzie ... To czego on tam szuka. A ja ? Stresuję się
bardziej. Mój nóż odbija światło ognia. Badam każdy jego element. Potem
zastanawiam się co dalej. Otwieram usta żeby coś powiedzieć, ale milknę.
Alithia. Prawda.
- Czyli bez problemu. - mowię w końcu.
Naciskam we właściwy punkt.
- Trzeba was ekskortować. - mówi Nico. - Dwoje dzieci Posejdona w jednym
miejscu to niebezpieczne. Potrzebna wam pomoc.
To Jake miał nam pomagać a teraz nas nie zna. Zerkam na niego. Zły ruch.
Patrzy na mnie. Odwracamy wzrok.
- Dlatego wy z nami nie idziecie. - mówi Erin do naszych gości.
Wszyscy jednocześnie wybuchają. Jedynie ja i Jake się nie odzywamy. Wstaję.
- Dosyć ! Skoro to takie niebezpieczne to niech Percy i Anabeth zostaną.
Nico. - zwracam się do chłopaka - Czy wszyscy z waszej mrocznej
rodzinki są takimi awantirnikami ? Erin ma na tyle siły żeby nas
przenieść. Jake pomoże nam w razie potrzeby. Prawa Jake ?
Mamrocze coś o tym, że trzeba się spieszyć.
- A ja nie jestem bezbronna. Nawet jak na nowicjusza to jestem niezła.
Załatwiłam tego śluzaka. No i mamy Scareda i Fatum. I Blooda. I nie ma
problemu. Tak ?
Fatum szczeka. Percy podskakuje. Fatum znów szczeka. Sygnał. Szukam
zagrożenia. Nóż w pogotowiu. Erin też sie podrywa. Percy wyciąga znikąd
ostry miecz.
- Czad. - mówię.
Mój brat puszcza do mnie oko. Nico też ma miecz - lśniący i czarny. Erin zmienia
bransoletkę w sztylet a Jake naciąga cieciwę łuku. Anabeth stoi do mnie
plecami wiec nie widzę co robi. Okazuje się, że stworzyliśmy krąg
obronny. A w samym jego środku stoję ja. Czuje się okropnie.
- No wiecie co ?
Kilkoro z nich patrzy na mnie. Nie mogę nawet ruszyć ręką żeby nie wbić w
kogoś broni. Za paskiem mam kilka noży, ale nawet gdyby udało mi sie do
nich sięgnąć na niewiele by mi się zdały, bo nad nami pojawiają się
skrzydlate stwory. Wrzeszczą i drapią szponami ściany budynków które
tworzą zaułek. Mają ludzkie ciała. Ale są opierzone i śmierdzą zgniłym
mięsem. Ich skóra lśni od śliskiej mazi.
- Harpie ! - krzyczy Anabeth.
Harpii jest tak dużo że w zaułku robi sie ciemno i okropnie. Zapach
przyprawia mnie o mdłości. Jedna z nich nurkuje w naszym kierunku i
wyciąga do nas swoje szpony gdy zostaje jej wbita w klatkę piersiową
strzała. Kolejne atakują. Nacierają coraz liczniej. Słyszę dźwięk
rozdarcia materiału i krzyk. Nie widzę kto to. Krzyczę i rzucam nożami
zza paska w lecące Harpie. Alathaiem dźgam te które są na tyle blisko
by je dosięgnąć. Powinnam być przerażona. Ale nie. Budzi sie we mnie zew
walki. Wiem jak zareagować. Nie trzęsę sie w kącie ze strachu.
Walczę. Kiedy ataki zwalniają zaraz nadchodzą gwałtowniej.
- Elena !- to Percy - Jak dobrze panujesz nad wodą !?
Przez moją głowę przetacza sie tysiąc myśli jednocześnie.
- W miarę.
- Świetnie !
Słyszę wybuch na ulicy. Potem kolejny i do zaułka wlewa sie woda. Wiem
co robić. Ja i Percy stoimy ramie w ramie. Skup się - Rozkazuję sobie. Z
mojej głowy znika wszystko. Percy i ja działamy jak
zorganizowany zepsuł. Ja ściągam wodę do zaułka i kierują ja na Harpie a
Percy formuje z wody ostre jak brzytwy szpice. Szpice ranią Harpie.
Osłabiają je. Dezorientują. Pozostali kończą sprawę. Ale ja nadal czuje
rządzę. Zimno przeszywa moją głowę. Powietrze się ochładza. Woda wokół
mnie zaczyna zamrarzać.
- Elena !
Wracam do rzeczywistości. Nie patrzę na innych. Udaję, że mdleję. Ale nie
czuję się słaba. Raczej nasycona. Lód pod moimi palcami zmienia się w
wodę. Ktoś mnie podnosi. Sadza przy ogniu. Ale ogień gaśnie. Wieje zimny
wiatr a ja nie wiem czy się bardziej tym cieszę czy martwię. Już nigdy
nie pozwolę sobie na użycie tej techniki. Muszę trzymać klątwę na
krótkiej smyczy. Z drugiej strony chcę pogrążyć wszystko wokół w lodzie.
To by mnie zabiło. Ale mam wrażenie że uzyskałabym wtedy satysfakcję.
Słucham wszystkiego.
- Co to było ? - pyta cicho Nico
...
Jake
Wszystko
wokół było zamarznięte tak jakby zatrzymane w czasie. Potwory zawisły w
wodzie na wysokości trzech metrów. Pośrodku tego wszystkiego na jedynym
suchym skrawku ziemi byliśmy : Ja, Nico ze zdziwieniem wpatrzony w
skuloną w rogu Elli, Anabeth wtulona w Percy'ego z podziwem oglądającego
dzieło swojej młodszej siostry i Erin, przez krótki moment wpatrzona w
lodowe skały, które nas otaczały z autentycznym podziwem i nutką
zazdrości. Jednak jakby poczuła mój wzrok na sobie i przybrała znów ten
kamienny wyraz twarzy, chowając emocje do środka. Elli siedziała tylko w
kącie i odzyskiwała utraconą energie.
- Ej,
CO TO BYŁO ?-zapytał całkiem zdezorientowany Nico.
- Raczej nie CO, bo to widzimy wsztscy, ale JAK ty to
zrobiłaś ?-zapytała z podziwem i wrodzoną mądrością Annabeth.
- Kurde brawo siostra !-krzyknął Percy.
-Taaa super, ale bez podniety trzeba sie z tond zbierać.- jak zwykle
oschle zgasila wszystkich Erin.
Zaraz co ? Jakie jak zwykle ?
Przecież ja ich nie znam...hmmm dziwne... Może mają rację, że straciłem
pamięć ?
- No wiecie, bo ja właściwie....- zaczęła Elli, ale nie dałem jej
dokończyć
- Sory, ale ta mądrala ma rację - zmusiłem się żeby przyznać Erin racje
mimo iż nienawidzę tego robić
- Taa te potwory zaraz się uwolnią, czuje jak wzrasta w nich energia.
- Musimy spadać. - dorzuciła Annabeth.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz